niedziela, 2024-11-24 Emmy, Flory, Romana

Płetwa rekina, czyli... moje pracowite wakacje w Bąblandii

2014-01-14


– Ano diabły napaliły w kotłach, to teraz hajcują – obywatel, który poczęstował mnie papierosem, wypuścił z siebie kłąb dymu i oparł wygodniej rower o biodro. Ja zrobiłem to samo, to znaczy, poprawiłem się w wózku i spojrzałem przed siebie, tam, gdzie w oddali „hajcowały diabły”. Olbrzymie biało czarne chmury unosiły się nad przytłaczającymi okolice kominami elektrowni Bełchatów. W dole, doskonale widoczna z tarasu widokowego, rozciągała się przepastna dziura w ziemi – dzieło kopalni, czy, jak kto woli, odkrywki węgla brunatnego. Gdybym był egzaltowaną pensjonarką, to bym zapisał w swoim pamiętniczku, że ujrzałem przed sobą iście piekielny, dantejski krajobraz. Ja natomiast myślałem o rajskim, cieplutkim miejscu, które znajdowało się parę kilometrów za moimi plecami, SOLPARKU, gdzie zlokalizowano FAR-owski obóz aktywizujący pod względem zawodowym niepełnosprawnych (program 45+).

Kiedy dalekobieżny autobus* unosił mnie do Kleszczowa, miejscowości do tej pory kompletnie mi nieznanej, o której słyszałem jedynie, że jest „stolicą” najbogatszej gminy w Polsce, gdy patrzyłem na skąpany w jesiennym kapuśniaczku krajobraz, jak natrętna mucha prześladowała mnie piosenka Jeremiego Przybory: „Ni wyżyna, ni nizina/  Ni krzywizna, ni równina/ – Taka gmina/ Spotkasz chłopa – gęba sina/ Oj, nie wraca ci on z kina/ Taka gmina...”. Dzisiaj w Kleszczowie nadal nie ma kinomanów, ale za to jest coraz większa liczba fanów aqua parku z basenami – zarówno dla tych, którzy lubią się hartować w chłodniejszej wodzie, jak i tych, którzy wolą wylegiwać się w cudownie ciepłej, bąblującej lagunie. Aż  miło było patrzeć jak amatorzy musujących gilgotów, usadowieni, niczym kury na grzędach, oddawali się z błogimi uśmiechami działaniom strumieni bąbelków. Ja sam stanąłem sobie pewnego razu w wodzie ciepłej jak Zatoka Meksykańska. Wokół mnie wspiąwszy się na paluszki zakotwiczył facecik mikrego wzrostu, tak, że ponad powierzchnię perlistej wody wystawały mu jedynie uszka, oczka i usteczka. Moje 180 cm wzrostu wystawało solidnie nad powierzchnie, a wszędobylskie bąbelki utrzymywały mnie w pionie ukrywając jednonożność. Obserwowaliśmy obaj, jak farowscy wolontariusze podejmują z wody kolegę amputanta, takiego, jak ja obrzynka. – „Przejeb...takie życie, kurw...” – Mikrusik spojrzał na mnie porozumiewawczo wzrokiem kierowcy samochodu, który w słotny dzień przemyka obok kulących się na przystanku użytkowników komunikacji miejskiej. „No, nie takie znowu przejeb..., kurw...” – wszedłem w poetykę mego rozmówcy, nie patrząc wcale, co się u niego tam na dole, tuż nad powierzchnią wyrabia. „Ja sam nie mam nogi, ale pływam, jeżdżę z koleżankami i kolegami na obozy, prowadzimy, jak tylko możemy aktywne życie...” Odniosłem wrażenie, że ktoś obok mnie gwałtownie walczy o życie, usiłując pozbyć się wody, która dostała się do płuc. Odbiłem się od dna i zanurkowałem, pomachawszy na pożegnanie memu rozmówcy kikutem. Kiedy wypłynąłem na powierzchnie, zobaczyłem dwa przekrwione wybałuchy wpatrujące się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął mój „obrzynek”. Facet miał taka minę, jakby ujrzał nad powierzchnią wody płetwę rekina...
         
Namoczywszy się więc do woli, można było potem rozegrać partyjkę bilarda, pójść na siłownię, pozbijać kręgle, skorzystać z rożnych zabiegów pielęgnujących ciało i duszę – Solpark odwiedzają artyści, kabarety, urządzane są tu różnego rodzaju wystawy. No cóż, taka jest „rekompensata” za dziurę w ziemi i smrodzące, zatruwające środowisko kominy...

W takich  to „niezapomnianych okolicznościach przyrody” dzielni far-owcy od 12.11 do 30.11.2013 zgłębiali tajemnice obsługi komputera, wypełniali faktury, uczyli się, jak zostać perfekcyjnym pracownikiem biurowym lub najlepszym asystentem księgowego. Specjalne modły dziękczynne należą się naszym wykładowcom: Renacie i Michałowi, którzy z cierpliwością i spokojem wpajali takim wyjątkowo odpornym na wiedzę ekonomiczną osobnikom jak  ja – czym się np. różni spółka komandytowa zwykła od akcyjnej i przestrzegali, żeby spółki partnerskiej nie mylić jednak z konkubinatem. Aby od nadmiaru wiedzy nie popaść w depresję ani nie zgłupieć, dzielna kadra, znana mi częściowo z obozu w Spale, ganiała nas tam i nazad, w te i wewte po sali gimnastycznej, taplała w basenach, zamykała w sali tortur dla niepoznaki zwanej siłownią. Wieczorami, jeśli oczywiście byliśmy grzeczni, urządzano seanse filmowe. Tak więc nauki i atrakcji nie brakowało, a nad „całą tą całością” czuwał majestatycznie, niczym kapitan na statku, Paweł, zwany Benkiem. On to spokojnie i bezpiecznie przeprowadził nas przez prawie 3 tygodnie „rejsu” do portu, czyli powrotu, który w wykonaniu „grupy warszawskiej” był sam w sobie artystyczno-towarzyskim przeżyciem. Ale o tym sza! Mój prywatny pamiętniczek zostanie opublikowany w bezpiecznym dla wszystkich zainteresowanych czasie po mojej transformacji do Krainy Wiecznych Łowów...
          
P.S. Wszystkie koleżanki i kolegów korzystających z usług przewoźnika pt. Polonus pragnę poinformować, że wózkowicze traktowani są przez pracowników tej firmy ze szczególną uwagą. Kiedy jechałem z Warszawy do Bełchatowa, nie uwierzono mi, że nie posiadam nogi, a na mój argument, że 'KOŃ, JAKI JEST KAŻDY WIDZI', odpowiedziano, że nie z nami te numery, panie K. i że znane są obsłudze autobusu przypadki, iż ludzie stają przed komisją ZUS,jako inwalidzi, a potem wywijają rzekomo nieistniejącymi kończynami. Aby więc nabyć bilet ulgowy, trzeba okazać stosowną legitymację. Nie ma papierka, nie ma człowieka. Zdumiałem się tym niepomiernie, gdyż od 8 bez mała lat, odkąd jeżdżę na wózku nieuzbrojony w protezę, nikt nie żądał okazywania ode mnie legitymacji inwalidzkiej – wątłej tekturki, która przez cały ten czas spoczywała sobie spokojnie w szufladzie. Po tej przygodzie postanowiłem zaopatrzyć się w stosowne zaświadczenie, że jestem facetem. A nuż jakaś dociekliwa babcia klozetowa cofnie mnie sprzed drzwi publicznej toalety. Toż to nieszczęście gotowe i zgorszenie takoż...

Andrzej Kołodziejski

 


 Wybierz województwo:
 dolnośląskiekujawsko-pom.
 lubelskielubuskie
 łódzkiemałopolskie
 mazowieckieopolskie
 podkarpackiepodlaskie
 pomorskieśląskie
 świętokrzyskiewarmińsko-maz.
 wielkopolskiezachodniopom.



 Projekt MOBILITY 

 – Twoje auto dostosowane do potrzeb
 związanych z niepełnosprawnością

 Z ogromną przyjemnością informujemy,
 że uruchomiony już został Projekt
 MOBILITY,  będący efektem współpracy
 Toyota Motor Poland (TMPL) oraz
 Fundacji Aktywnej  Rehabilitacji „FAR”, 
 którego celem jest zapewnienie osobom 
 z niepełnosprawnością  ruchową
 dostępu do indywidualnie 
 dostosowanych samochodów...

Czytaj więcej 


 Utwórz SUBKONTO w Fundacji Aktywnej
  Rehabilitacji FAR i zbieraj środki na swoją
  rehabilitację. Subkonto można założyć 
  online: https://platformafar.pl/rejestracja  

Czytaj więcej  


Przetwarzamy Twoje dane 
zgodnie z RODO   

Szczegółowe informacje 
znajdziesz tutaj
 


Inspektor Ochrony Danych
Osobowych FAR
 
Szczegółowe informacje 


Poradniki FAR – seria wydawnicza poświęcona najważniejszym problemom utrudniającym osobom poruszającym się na wózkach  powrót do aktywnego życia. Zapraszamy do czytania »


  Polska Liga Rugby na Wózkach